Rzadko się zdarzało, by ktokolwiek odwiedzał mokradła na obrzeżach Roselands i to właśnie czyniło z nich wyjątkowo atrakcyjne miejsce na dom dla samotnej lalki. No, może nie dom, gdyż Lilith takowego nie miała (na co w cale nie narzekała!). Chodziła gdzie chciała i tak się zdarzyło, że tym razem padło właśnie na te bagna... oczywiście nigdzie nie jest idealnie i również to miejsce miało swoje wady. Jedną z nich była niesamowita wilgoć, która źle wpływała zarówno na stan ubioru oraz włosów lalki, drugą nieprzyjemny zapach, do którego trudno było się przyzwyczaić, a trzecią... niepożądana obecność człowieka. Lilith przywykła jednak do ukrywania się, toteż w tym przypadku nie miała zamiaru postąpić inaczej jak właśnie obserwować tajemniczą (lecz nadal zupełnie jej nie interesującą) dziewczynę z ukrycia i czekać, aż ta sobie pójdzie. Co się okazało, na nieszczęście lalki nieznajoma w cale nie zamierzała wynieść się z jej upatrzonego miejsca... wręcz wyglądało na to, że chciała się tu wprowadzić! Oczywiście mogłaby zaatakować ją i utopić, jednak to wiązałoby się z kolejnym nawałem ludzi, a to w żadnym wypadku nie było jej zamiarem. Nie chcąc opuszczać jednego z rzadkich miejsc, w których czuła się naprawdę dobrze i komfortowo z samą sobą postanowiła wypowiedzieć bezczelnej dziewusze wojnę i zwyczajnie wykurzyć ją z mokradeł. Lilith nie była może ekspertką jeśli chodzi o ludzi i ich zachowania, jednak wiedziała, że przebywanie w tego typu miejscach raczej nie było w ich stylu... tym lepiej! Sięgnęła rączką do woreczka i wyrzuciła do wody kilka okrągłych nasion groszku, które uderzyły w nią z pluskiem i poszły na dno. Sekundę później roślinka już pokaźniejszych rozmiarów ruszyła na siedzącą dziewczynę z zamiarem owinięcia jej się o nogę i pociągnięcia do bagna gdzie puściłaby pozwalając swej ofierze na pełną krzyku i łez (a może i czegoś jeszcze) ucieczkę.